Wszelkie prawa zastrzeżone! Wszystkie teksty, rysunki, zdjęcia oraz wszystkie inne informacje opublikowane na niniejszych stronach podlegają prawom autorskim polskalitera.com Wszelkie kopiowanie, dystrybucja, elektroniczne przetwarzanie oraz przesyłanie zawartości bez zezwolenia autora jest zabronione.
PYZA ŁOWICZANKA
W skromnej chatce pod Łowiczem gospodyni miesiła ciasto na pyzy. Był to domowy przysmak i dzieci uwielbiały zajadać pulchne, krągłe, rozpływające się w ustach kluseczki. W kuchni pachniało przyjemnie mąką i cukrem, było jasno i wesoło, gdyż południowe słońce zaglądało przez małe okienko, z ciekawości, cóż tam się dobrego wyrabia. Gdy już kluseczki zostały równiutko utoczone, gospodyni dołożyła drewienek do pieca, który rozpalił się wspaniałym, mocnym płomieniem. Tymczasem do zerkającego przez szybkę słoneczka dołączył, znany ze swej rozbrykanej natury, wschodni wiatr. -Hej, słoneczko. Co porabiasz?- zawiał słoneczku tuż koło ucha. -Patrzę jak gospodyni gotuje takie śmieszne małe kluseczki- odpowiedziało niezbyt ufnie słoneczko, ponieważ wiedziało, że po wschodnim wietrze można się było spodziewać wszystkiego. -Tak? Przesuń się troszeczkę, też chcę popatrzeć- zainteresował się od razu wiatr. -Nie, lepiej nie, bo jeszcze przez przypadek dmuchniesz i zrobisz przeciąg- przestraszyło się słoneczko. I dla pewności jeszcze mocniej zaświeciło w okienko kuchni. Ale wiatr nie miał zamiaru rezygnować z zabawy! Spojrzał w górę i wpadł od razu na świetny pomysł. Piec pracował już pełną parą, gdyż z komina wydobywał się gęsty dymek. -Aha!- świstnął z zadowoleniem wiatr.- Dmuchnę przez komin i ożywię trochę to całe towarzystwo. Słoneczko krzyknęło z przerażenia, ale zanim zdążyło go powstrzymać, wiatr już leciał nad kominem i chuchał, dmuchał, aż miło! -"Zobaczycie, co się zdarzy! Toć wiatr w piecu gospodarzy! Ej, dziś, dziś!- A, ochoczo! Bajki z garnka wnet wyskoczą!" Cha, cha!- zaśmiał się wiatr, okrążył kilka razy chatkę, puścił oko do słoneczka i poleciał dalej, psocić gdzie pieprz rośnie. -I co teraz będzie?- zmartwiło się słoneczko i schowało się za przepływający właśnie obłoczek. Tymczasem w kuchni, gospodyni przecierała ze zdumienia oczy. W garnku z gotującymi się pyzami zaczęło coś bulgotać, syczeć, jęczeć. Para buchała spod pokrywki, jak w lokomotywie. Jakby się coś w garnku kotłowało i chciało koniecznie wyjść na zewnątrz. Gospodyni z nietęgą miną podniosła pokrywkę i zajrzała do garnka. Pyzy wyrosły wspaniale! Bielutkie, tłuściutkie, pulchniutkie, że palce lizać. Zamieszała wielką drewnianą łyżką i wyjęła pierwszą, największą kluseczkę. W tym momencie Pyza zamrugała do niej czarnymi, jak dwa ziarenka pieprzu, oczętami. -A to co takiego?! - wykrzyknęła trochę z przestrachem gospodyni. -Dzień dobry, pani gospodyni!- ukłoniła się dziarsko Pyza stojąc prościutko na łyżce.- Nie jestem zwykłą pyzą, lecz zaczarowaną. - Gospodyni wpatrywała się w Pyzę nie dowierzając takim cudom.- Dzieci, dzieci!- zawołała.- Chodźcie coś zobaczyć! Dwójka wesołych dzieci, dziewczynka i chłopiec, wbiegła do kuchni. Teraz i oni wpatrywali się w Pyzę z podziwem. -Widziecie to co ja?- gospodyni chciała się upewnić, że nie ma zwidów. -Mamo, ta pyza ma oczy- wykrzyknęła dziewczynka. -Wow! Jaka fajna! Mamo, jak udało ci się ożywić? - ekscytował się chłopiec, unosząc delikatnie łyżkę, na której podskakiwała Pyza. Pyza uśmiechnęła się do zebranych wokół niej ludzi i powiedziała słodkim, lecz donośnym głosikiem: -Wiatr mnie ożywił, wdmuchnął iskierkę do gotującego się garnka i oto jestem, Pyza Łowiczanka! Moi kochani, nie zrozumcie mnie źle, w waszej kuchni jest naprawdę bardzo miło. Czuję jednak, że nie mogę już dłużej stać na tej łyżce. Moje nóżki, rwą się do drogi. A serduszko- czeka na nowe przygody! Dajcie mi proszę, jakieś ubranko i pozwólcie wyruszyć przed siebie, bardzo chciałabym poznać cały nasz piękny kraj! -Faktycznie- zreflektowała się gospodyni- przecież nie możesz chodzić po świecie taka golusieńka. Zaraz, zaraz... co by tu na ciebie pasowało... -Mamusiu, może dam jej sukienkę mojej lalki Agatki? Ona jest najmniejsza, powinna pasować na Pyzę- powiedziała dziewczynka i pobiegła do izdebki po ubranko. Po chwili Pyza przymierzała już piękną sukieneczkę z falbankami. Pasowała jak ulał i Pyza wyglądała w niej bardzo ładnie. -Masz jeszcze chusteczkę, załóż na główkę, mała wędrowniczko.- Gospodyni uścisnęła Pyzę i otarła fartuchem łzę wzruszenia. -Ale wrócisz do nas kiedyś, Pyzulko?- poprosiły dzieci. -Oczywiście, że wrócę- uśmiechnęła się okrąglutką buzią Pyza.- Wrócę i wszystko wam opowiem. O miejscach, które odwiedziłam i przygodach, jakich doświadczyłam opowiem wam w bajce. Bądźcie zdrowi i nie zapomnijcie o Pyzie! - Mała kluseczka zeskoczyła raźno z obejmujących ją na pożegnanie rąk prosto na ścieżkę prowadzącą w Nieznane. -I ty bądź zdrowa, nasza droga Pyzo! Do widzenia! - wykrzyknęły dzieci, patrząc, jak mała figurka zdecydowanym krokiem rusza przed siebie. Okolice Łowicza bardzo spodobały się Pyzie. Od razu pokochała zielony kolor mijanych po drodze gaików, łąk i pól. Olchy, wierzby i topole szumiały gdzieś bardzo, bardzo wysoko, ale choć była tak małą kruszynką, wcale się ich nie obawiała. Z daleka i z bliska witały różne stworzonka. Ptaszki, wiewiórki, owady. Nawet zielona żabka wychyliła główkę z mokrej tafli stawu i machała do niej radośnie błoniastą łapką. -Świat jest olbrzymi i taki ciekawy! - szepnęła do siebie Pyza idąc przez równinne pola. Maszerowała i maszerowała tak do wieczora. Gdy doszła do młyna, szlak przecięła jej wąska rzeczułka. Dla człowieka wąska, lecz takiej istotce, jak Pyza, srebrzysta rzeczułka zdawała się wielka, jak morze. Mrok już zapadał, Pyzie kleiły się do snu oczy, a nóżki odmawiały posłuszeństwa. -Dziś przenocuję we młynie, a jutro rano zastanowię się, jak sforsować wielką rzekę- zdecydowała nasza wędrowniczka i wślizgnęła się przez mysią dziurkę do ciepłego pachnącego ziarnem młyna.
POLSKA LITERA
Bajki
Wiersze
Dom
Sklep
Edukacja
Kontakt