Wszelkie prawa zastrzeżone!
Wszystkie teksty, rysunki, zdjęcia oraz wszystkie inne informacje opublikowane na niniejszych stronach podlegają prawom autorskim polskalitera.com Wszelkie kopiowanie, dystrybucja, elektroniczne przetwarzanie
oraz przesyłanie zawartości bez zezwolenia autora jest zabronione.
Zamek Wróżb
xd
Andrzejkowy
wieczór
jest
magiczny.
Gdy
zapada
zmierzch,
zapalamy
świece.
Pomarańczowo-
złote
płomienie
to
rosną,
to
maleją
w
falującym
ruchem
i
oddechem
powietrzu.
W
mglistej,
złocistej
poświacie,
domowe
sprzęty
kładą
się
cieniem
na
ścianie,
tworząc
baśniowy
teatr.
W
tej
scenerii
wszystko
wydaje
się
bardziej
tajemnicze.
W
świetle
pachnącej
woskiem
świeczki,
można
wyczarować
niesamowite
historie.
Dłonie
splatają
się
ze
sobą
i
zamieniają
w
skrzydła
kruków,
w
krokodyle
paszcze,
lub
w
skaczące
diabełki.
Twarze,
oświetlone
blaskiem
migoczą
nierealnie
w
półmroku.
Pokój
wypełnia
się
przyjemną
wonią
kadzidła,
w
tym
dymku
wyobraźni
czekamy na wróżby.
W
rondelku
już
topi
się
wosk.
Traci
swoją
twardą,
pewną
siebie
konsystencję,
upłynnia
się
i
ulatnia
w
charakterystycznym
zapachu.
Obok
stoi
miska
z
zimną
wodą
i
stary
klucz.
Dzieci
zaciekawione
otaczają
miskę,
patrzą
jak
mała
Julcia
leje
wosk
przez
dziurkę
klucza.
Na
tafli
wody
pojawia
się
rozpłaszczona
jeszcze
miękka
białowoskowa
meduza.
Julcia
czeka
z
niecierpliwością,
aż
wosk
ostygnie,
po
czym
chwyta
rączką
wróżbę
i
leci
do
światła.
Przystawia
meduzę
do
ściany
na
której
pojawia
się
cień.
To
jakaś
wyspa
lub
kontynent.
Julcia
obraca
wróżbę, wyspa unosi się, przekształca w zamkową górę, wyraźnie widać szpiczaste wieżyczki.
- To zamek, a ja będę księżniczką – oznajmia radośnie Julcia.
Teraz
kolej
na
Kacpra,
który
przejmuje
zamaszystym
ruchem
rondelek
i
szczodrą
ręką
leje
wosk do miski.
-
Wystarczy,
wystarczy,
żeby
jeszcze
zostało
dla
Amelki – przypomina mama.
Po
wyjęciu
z
wody,
woskowa
forma
rzuca
na
ścianę
wydłużony
cień
stwora
z
żyrafią
szyją
i
masywnym grzbietem.
-
To
na
pewno
smok.
Pasuje
do
zamku.
Pożre
księżniczkę
i
przejmie
zamek,
grrrr….!
Zjem
wszystkie
cukierki
i
czekoladki
z
twojego
skarbca
księżniczko- Smok- cień straszy małą Julcię.
- Smoku, nie strasz naszej księżniczki. Teraz kolej na Amelkę.
Amelka,
najstarsza
z
rodzeństwa,
celebrując
chwilę,
wolnym
krokiem
podchodzi,
nachyla
się
i
spogląda
w
toń
miski.
Woda
migocze
tajemniczo,
stary
klucz
przekręca
się
w
dłoni,
wosk
leje
się
przyjemnym
zapachem
tworząc
esy-floresy
na
błyszczącej
tafli.
Nagle
Amelka
czuje,
jakby
omdlenie,
otaczają
ją
przyjemnie
ciepłe,
przezroczyste,
lejące
się
gładką
masą
strumienie.
Przez
chwilę
płynie
w
nich
jak
w
gęstych
wodach,
czuje
że
wciągają
ją
coraz
głębiej
i
głębiej.
Spogląda
w
górę
i
widzi
migotliwe
drganie
świec.
Tymczasem
ona
zapada
się
w
jakąś
nieodgadnioną
wodnistą
ciemność,
jej
kołysanie
powoduje,
że
czuje
się
coraz
bardziej
senna.
Zamyka oczy i pozwala łagodnym strumieniom prowadzić ją w nieznane.
Gdy
się
ocknęła,
leżała
u
stóp
olbrzymiego,
wydawałoby
się
zatrzaśniętego
na
trzy
spusty,
zamczyska.
Woda,
która
okazała
się
słodkim
ciepłym
jeziorem
wyrzuciła
ją
delikatnie
na
brzeg.
Fantastyczny
zamek
lśnił
intensywną
czernią
na
tle
żółto-pomarańczowego
nieba.
Amelka
rozglądnęła
się
i
odkryła
zaskakującą
rzecz.
Cała
przestrzeń
była
wypełniona
tym
żółto-
pomarańczowym
światłem.
Wielkie,
jak
morze,
jezioro
również
miało
tę
samą
kolorystykę
i
poświatę.
W
tym
ciepłym,
świetlistym
migotaniu,
kontrastował
krajobraz,
czarny
niczym
węgiel,
połyskliwy
jakby
wykuty
z
czarnego
diamentu.
Było
to
dziwne,
ale
nie
budziło
w
Amelce
lęku.
Wstała
i
postanowiła
zapukać
do
wrót
tajemniczego
zamku,
który
piętrzył
się
przed
nią
stalagmitowymi
wieżycami.
Ciekawiło
ją,
kto
tam
mieszka.
Zakołatała,
a
dźwięk
kołatki
odbił
się
głucho
od
ścian
i
wrócił
do
niej
jak
rozedrgane
echo:
stuk-łup,
stuk-łup…
Po
chwili
brama
otworzyła
się,
bardzo
cicho,
bez
ani
jęku
zawiasów, Amelka przestąpiła próg i znalazła się na dziedzińcu otoczonym krużgankami.
Dziedziniec
nie
był
pusty.
Przechadzały
się
po
nim
usztywnione
etykietą,
bardzo
dostojne
figury.
W
złotych
łukach
krużganków
pojawiały
się
i
znikały
dystyngowanie
zarysowane
kształty
postaci
z
wysokimi
fryzurami
i
szerokimi
rondami
kapeluszy
ozdobionymi
piórami.
Panie
miały
figury
napompowane
bufiastymi
rękawami
i
krynolinami.
Z
ramion
panów
zwieszały
się
długie
do
kostek
peleryny,
spod
których
wystawały
szykowne
szpiczaste
buty.
Postacie
wyglądały
przepięknie
i
elegancko,
choć
ich
rysy
twarzy
i
szczegóły
ubioru
niknęły
w
tajemniczym
mroku,
ponieważ,
jak
się
okazało,
tutejsi
ludzie
zbudowani
byli
z
tego
samego
tworzywa,
co
zamek.
Czarnego
i
połyskliwego.
Postacie
przemieszczały
się
bezszelestnie,
niczym
cienie.
Co
ciekawe,
im dalej znajdowały się od Amelki, tym ostrzej i wyraziściej odznaczały się ich kontury.
Dworzanie
i
dwórki
byli
tak
zaabsorbowani
spacerowaniem,
że
nie
zwracali
uwagi
na
Amelkę.
Jej
przybycie
nie
zaburzyło
porządku
i
dworskiej
etykiety.
Panie
i
panowie
przechadzali
się
grupami,
w
zupełnej
ciszy,
natrafiając
na
inną
grupę,
pozdrawiali
się
dystyngowanymi
ukłonami i oddalali się w przeciwnych kierunkach. Wyglądało to jak teatr cieni.
Amelka
stała
przez
chwilę,
wpatrując
się
w
ten
czarowny
spektakl.
Gdy
tak
zastanawiała
się
co
zrobić,
zwróciła
uwagę
na
jedną
z
dam,
która
odłączyła
się
na
chwilę
od
swojej
grupy
i
stała
samotnie
w
jasnym
kącie
dziedzińca.
Dama
miała
majestatyczną
postać,
wyfiokowana
fryzura
piętrzyła
się
wspaniale
na
jej
głowie,
stanowiąc
jedną
trzecią
całej
postaci.
Suknię
miała
szeroką,
powłóczystą.
W
ręku
trzymała
złożoną
parasolkę.
Amelka
postanowiła
podejść
do
stojącej
samotnie
damy
i
spróbować
wypytać
ją
o
zamek
i
jego
mieszkańców.
Nie
była
jednak
pewna,
czy
postać
w
ogóle
się
do
niej
odezwie,
ponieważ
od
chwili
przybycia,
nie
usłyszała
ze
strony
przemykających
ludzi
żadnego
szmeru.
Nawet
ich
buty,
podczas
przechadzek
po
czarnym
bruku
dziedzińca
nie
wydawały
stukotu.
Nieśmiało
przysunęła
się
do
damy.
Figura
stała
sztywna
i
wyprostowana,
jakby
zastygła
w
jednej
pozie
i
nie
zareagowała.
Amelka
pomyślała,
że
może
powinna
ukłonić
się,
wedle
dawnego
obyczaju,
dygnęła
więc
przed
damą.
Wtedy
dopiero
dama
zwróciła
się
twarzą
ku
niej
i
odwzajemniła
ukłon.
Amelka
ośmielona,
odezwała się do damy, starając się nadać jej wystarczająco dystyngowany tytuł:
- Czy Wasza Książęca Wysokość mogłaby mnie poinformować co to za miejsce?
Dama
stała
przed
Amelką,
nieporuszona,
nie
dając
znaku,
czy
dosłyszała
pytanie.
Amelka,
przestępując
z
nogi
na
nogę,
już
miała
ponowić
pytanie,
gdy
dostojna
postać
zadygotała
lekko
i
z
jakiejś
dali
odezwał
się
przytłumiony,
jakby nienależący do damy głos:
-
Znajdujemy
się
w
Zamku
Wróżb-
odpowiedziała
dość
surowym
głosem,
lecz
po
chwili
do
uszu
Amelki
dotarł
cichy
chichot.
Trudno
jednak
było
stwierdzić,
czy
chichot
wydobył
się
z
wnętrza
damy,
ponieważ
cień
na
jej
twarzy
skrywał
mimikę.
Amelka
postanowiła
nie
poddawać
się,
wzięła głęboki wdech i zadała kolejne pytanie:
- A do kogo należy ten wspaniały zamek?
Znów musiała chwilę poczekać na odpowiedź.
-
Zamek
i
cała
wyspa
należą
do
naszego
Najjaśniejszego,
Najwyższego
Dobra-
odpowiedziała
w
końcu
jakby
z
oddali
księżna
i
Amelka
stwierdziła,
że
była
to
dosyć
enigmatyczna
odpowiedź,
która niewiele jej wyjaśniała.
- Czy Najjaśniejsze Dobro to wasz król?- postanowiła dopytać.
-
Najjaśniejsze
i
Najwyższe
Dobro
jest
naszym
stwórcą
i
początkiem
wszelkiego
istnienia
–
odpowiedziała
z
szacunkiem
w
głosie
księżna.
Amelka
pomyślała,
że
ludzie
zamieszkujący
zamek
nie
wyściubiali
nosów
poza
własną
wyspę
i
niewiele
wiedzieli
o
tym,
że
istnieje
całe
mnóstwo
innych
państw
i
krain,
którymi
rządzą
różni
władcy.
Jedno
jest
pewne,
wyspa
ta
była
niepodobna do żadnego znanego z lekcji geografii zakątka świata.
-
A
dlaczego
wszyscy
tutaj
wyglądają
i
poruszają
się
jak
cienie?
–
wypaliła
Amelka
zanim
ugryzła
się
w
język.
Na
szczęście
dama
nie
oburzyła
się
na
to
porównanie,
pokiwała
tylko
jakby
z pobłażaniem i odrzekła ze stoickim spokojem:
-
Miła
moja,
nie
jesteśmy
cieniami.
Wręcz
przeciwnie.
Jesteśmy
bardzo
realistyczni,
bardziej
niż
ty
i
świat
z
którego
przybywasz.
Nasze
istnienia
są
idealnymi
formami,
w
porównaniu
z
nami,
wasze
kształty
są
jedynie
marną
imitacją
tych
z
naszego
świata.
Jednakże
nie
możesz
nas
zobaczyć
w
prawdziwej
postaci.
Tobie
ukazujemy
się
jako
cienie,
ponieważ
oślepiłoby
cię
nasze
wysublimowane
piękno.
Poza
tym,
twoja
wiedza
jest
niewystarczająca,
by
poznać
prawdę o nas i Wszechrzeczy.
Amelka poczuła się nagle bardzo mała, choć wzrostem dorównywała swojej rozmówczyni.
- A czy Wasza Książęca Wysokość wie, jak ja się tu znalazłam i dlaczego?
Po chwili ciszy, podczas której jakby formułowała wypowiedź, dama odrzekła:
-
O,
to
bardzo
proste.
Wróżyłaś
w
noc
andrzejkową
i
podczas
lania
wosku
zostałaś
mocą
Najjaśniejszego
Dobra
przeniesiona
tutaj.
Wiedz
o
tym,
że
w
Zamku
Wróżb
jest
zapisana
cała
przeszłość i przyszłość wszystkich światów.
- Światów?- zdziwiła się Amelka. – Czyżby istniało więcej światów niż jeden?
Gdy wybrzmiało to naiwne, jak się okazało, pytanie, księżna zachichotała stłumionym głosem.
-
Oczywiście.
We
wszechświecie
znajdują
się
miliardy
gwiazd
i
układów
planetarnych,
tym
samym istnieją miliardy światów, a istoty tam żyjące nie mają pojęcia o tym.
-
Niesamowite!-
wykrzyknęła
Amelka.
–
A
czy
jeśli
już
tu
jestem,
w
Zamku
Wróżb,
to
czy
mogłabym poznać swoją przyszłość?
Z niecierpliwością czekała, co księżna odpowie.
-
Możesz
uchylić
rąbka
tajemnicy-
odparła
w
końcu
z
dużym
ociąganiem
księżna-
ale
cała
przyszłość
spowita
jest
gęstą
mgłą
nieświadomości.
Możesz
domyślić
się
nieodległych
zdarzeń
odczytując wróżbę.
- Gdzie mam jej szukać?
-
Naturalnie
w
sercu
zamku-
wyjaśniła
nie
wyjaśniając
dama.-
Powodzenia…-
dodała
jeszcze
i
zanim
Amelka
zdążyła
zastanowić
się
nad
kolejnym
pytaniem,
odeszła
do
nadchodzącej
grupy
czarnych podobnych do niej figur.
Nie
pozostawało
nic
innego
jak
skierować
się
ku
wielkim
zamkowym
drzwiom.
Amelka
zręcznie
wyminęła
grupy
dystyngowanie
kroczących,
dwuwymiarowych
postaci,
które
poruszały
się
niezmiennie,
w
lewo
i
w
prawo,
w
górę
i
w
dół,
jak
zaczarowane
lub
zaprogramowane
i,
nie
oglądając
się
już
za
siebie,
stanęła
przed
wrotami
prowadzącymi
do
wnętrza
tajemniczego
czarnego
zamczyska.
Pchnęła
lekko
drzwi,
które
nie
stawiały
w
ogóle
oporu,
otworzyły
się
bezszelestnie,
znów
nie
jęknął
ani
jeden
zawias.
Sala,
w
której
się
teraz
znalazła
rozświetlona
była
tym
samym
ciepłym
światłem.
Na
tle
tego
światła
ostro
zarysowywały
się
kształty
kolumn,
ostrołuków,
stołów,
zdobnych
krzeseł,
wielkiego
pieca
i
zwisających
z
sufitu
kandelabrów.
Ale
to
nie
od
czarnych
kandelabrów
biło
światło,
które
wypełniało
po
prostu
każdy
możliwy
zakamarek,
wdzierało
się
do
korytarzy
i
pokojów
widocznych
w
głębi
eksponując
kunsztowne
formy
sprzętów
i
postaci,
których
i
we
wnętrzu
zamku
nie
brakowało.
Również
tutaj
przemieszczały
się
gromady
dworzan
i
dwórek
a
także,
co
ciekawe,
czarnych
kotów,
które
stąpały
tak
samo
dostojnie
na
swoich
prostych,
jakby
idealnie
skrojonych
łapkach.
Amelka
była
wprost
zachwycona
tym
widokiem.
Spróbowała
pogłaskać
kotka,
lecz
ten
prześlizgnął
się,
niczym
cień,
pomiędzy
jej
dłońmi
i
dalej
kontynuował
swój
mechaniczny
spacer, w prawo, w lewo, góra- dół.
- Cóż to za cudowności? – dziwiła się Amelka i szła dalej.
Po
drodze
próbowała
dopytać
,
jak
dojść
do
serca
zamku,
gdzie
będzie
mogła
odczytać
swoją
wróżbę,
ale
mijane
postacie
tylko
kiwały
się
na
boki
w
odpowiedzi
i
mijały
ją
jak
czarne
widma.
Długo
kręciła
się
po
komnatach
zamczyska,
który
zdawał
się
niekończącym
się
labiryntem.
Zdawało
się
jej,
że
komnaty
są
kropka
w
kropkę
podobne
do
siebie,
istniało
też
ryzyko,
że
po
porostu
kręciła
się
w
kółko,
nie
mogąc
odnaleźć
tej
jednej
szczególnej
sali.
W
końcu
trafiła
na
jakieś
spiralne
schodki,
które
jak
wielka
stroma
muszla
wiły
się
pod
sam
strop.
Pomyślała,
że
prowadzą
na
wieżę
i
postanowiła
wspiąć
się
po
nich
i
jeśli
byłby
to
kolejny
fałszywy
trop,
to
przynajmniej
będzie
miała
widok
na
całą
wyspę,
a
to
musiał
być
niezwykle
urokliwy
i
niecodzienny
widok.
Wchodziła
i
wchodziła,
aż
zakręciło
się
jej
w
głowie.
Na
szczycie
znajdowała
się
okrągła
komnata
a
pośrodku
stał
duży
stół
z
szeregiem
odwróconych
denkami
talerzy.
Zaraz,
zaraz…
Amelka
znała
tę
zabawę.
Trzeba
wybrać
jeden
talerz
i
wtedy
odkryje
się
przedmiot-
wróżba,
którą
należy
odpowiednio
zinterpretować.
Przedmiot
miał
pokazać,
co
się
wydarzy w niedalekiej przyszłości.
Amelka
podeszła
do
stołu
i
zawahała
się.
Który
talerz
wybrać?
Odetchnęła
głęboko
i
zdecydowała się na trzeci od lewej. Odkryła tajemnicę i…
Spod
talerza
wyskoczyła
śliczna
baletniczka
i
zaczęła
tańczyć
z
gracją.
Wirowała
w
piruetach,
wysoko
unosiła
nóżkę
i
wykonywała
w
powietrzu
fantastyczne
figury.
Amelka
chciała
się
przekonać,
czy
zjawiskowa
baletniczka
jest
prawdziwa
i
dotknęła
ją
opuszkiem
palca.
W
tym
momencie
delikatna
eteryczna
tancerka
znieruchomiała,
zatliła
się
płomieniem
i
w
mgnieniu
oka
spłonęła,
jak
papierowa
laleczka.
Amelka
westchnęła
rozczarowana-
Och!
Lecz
nie
miała
czasu
się
poważnie
zmartwić,
ponieważ
nagle
cały
zamek
zaczął
się
trząść
w
posadach.
Nie
było
na
co
czekać.
Amelka
czym
prędzej
wybiegła
z
sali,
zjechała
po
krętej
poręczy
schodów
na
sam dół i jakby z duszą na ramieniu pomknęła w stronę, jak jej się zdawało, wyjścia.
Po
drodze
migały
jej
ściany
czarnych
sal,
przekrzywiały
się,
raz
po
raz
wydłużały
się
i
kurczyły,
niczym
makabryczne
cienie.
Deformowały
się
i
wykoślawiały
zamczysko,
że
nie
przedstawiał
już
dumnego
gmachu,
lecz
kurczył
się
i
rozpadał.
Amelka
miała
nadzieję,
że
uda
się
jej
wydostać
z
tej
niezbyt
już
stabilnej
konstrukcji,
zanim
jakiś
rozdygotany
żyrandol
spadnie
jej
na
głowę.
Dotarła
nareszcie
do
jakichś
wielkich
drzwi,
ale
tym
razem,
jak
na
złość,
nie
chciały
się
otworzyć.
Napierała
na
nie
z
całych
sił,
waliła
w
nie
i
krzyczała,
aby
ktoś
z
drugiej
strony
jej
otworzył,
lecz
odpowiadała
jej
głucha
cisza.
Odwróciła
się
i
ujrzała
spadające
tuż
przed
sobą
spiralne
schody,
czarne
belki,
lawiny
kamieni
i
ramy
okien.
Zamknęła
oczy,
zacisnęła
piąstki
z
bezsilności i wtedy…
Poczuła
w
dłoni
klucz.
To
był
ten
sam
stary
klucz,
przez
który
lała
wosk.
Nie
namyślając
się
długo
spróbowała
przekręcić
go
w
zamku
wielkich
wrót,
blokujących
wyjście.
Klucz
pasował
i
przekręcił
się
kilka
razy.
Drzwi
w
końcu
otworzyły
się
i
Amelce
udało
się
wybiec
na
dziedziniec
akurat
w
momencie,
gdy
podłoga
piętra
postanowiła
runąć
dokładnie
w
tym
miejscu,
gdzie
dziewczynka stała sekundę wcześniej. Mało brakowało!
Na
dziedzińcu
było
już
bezpiecznie.
Amelka
spojrzała
na
zamek,
który
skurczył
się
w
sobie
tak,
że
została
z
niego
tylko
jakaś
czarna
pokraczna
chatka.
Przed
chatką
stała
nieruchomo
matrona,
być
może
była
to
ta
sama
dama,
z
którą
Amelka
rozmawiała
o
wróżbach.
Wyglądała
bardzo
podobnie,
ale
wszystkie
figury
zamieszkujące
zamek
rozmywały
się
w
tej
samej
połyskliwej
czerni.
Można
było
próbować
odróżnić
je
po
szczegółach
konturów
ubioru,
lecz
i
tak nie było to całkiem pewne.
Amelka podeszła do stojącej jakby w oczekiwaniu kobiety i zapytała:
- Księżno, co się stało z zamkiem?
Postać,
która
wyglądała
na
księżną
zadygotała
i
z
oddali
dał
się
słyszeć
dziwny
chichot.
Gdy
chichot ustał, postać odpowiedziała:
- Nic. Obrócił się i ukazał się teraz pod innym kątem.
-
Nie
wiedziałam,
że
tak
wspaniały
zamek
w
jednej
chwili
może
zmienić
się
w
tak
niepozorną
chatkę- zdziwiła się dość naiwnie Amelka.
-
Jesteśmy
tacy,
jakimi
maluje
nas
światło,
dziewczynko-
odpowiedziała
protekcjonalnie
dama
i
wskazała na Amelkę chudym palcem.- Spójrz, przecież i ty, w tym świetle, jesteś tylko cieniem.
Amelka
wyciągnęła
przed
siebie
ręce
i
z
przerażeniem
uświadomiła
sobie,
że
są
dwuwymiarowe
i
zupełnie
czarne.
Również
jej
nogi
i
sukienka
na
tle
rozświetlonego
podłoża,
który
już
wcale
nie
był
brukowany,
lecz
trawiasty,
stały
się
jedynie
ciemnymi
kształtami.
Chciała
klasnąć
w
dłonie,
ale
nie
mogła,
ponieważ
złączyły
się
w
jeden
pasek
czerni.
Przestraszona
zwróciła
wzrok
na
damę,
by
zapytać
ją,
jak
wrócić
do
poprzedniej
postaci
oraz
do
rzeczywistości
i
być
znowu
sobą,
Amelką
a
nie
tylko
cieniem
Amelki,
gdy
nagle
na
jej
oczach,
dama
odwróciła
się
o
czterdzieści
pięć
stopni
i
wysunęła
w
jej
stronę
spiczasty
nos
jędzy. Dziewczynka chciała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle.
Dama,
która
przeistoczyła
się
w
jędzę,
pomachała
na
nią
swoją
parasolką,
która
teraz
bardziej
przypominała
miotłę
i
złośliwie zachichotała.
-
Cóż,
moja
droga,
ostatecznie
nie
ma
światów
idealnych,
a
wszystko
może
okazać
się
nie
takie,
jak
z
początku
nam
się
wydawało.
Prawda?-
zazgrzytała
jędza
po
czym
wysunęła
swoje
szponiaste
dłonie,
które
wydłużały
się
i
wydłużały,
aby
dosięgnąć
cienia
Amelki.
Dziewczynka,
która
do
tej
pory
była
jak
zastygła
woskowa
figurka,
ocknęła
się
z
przerażenia
i
zaczęła
znowu
uciekać,
lecz
jędza
wyciągała
za
nią
swe
długaśne
rozciągliwe
czarne
ręce
i
nie
miała
zamiaru
dać
za
wygraną.
-
Nie
umkniesz
mi,
dziewczynko
–
śmiała
się
swoim
okropnym,
skrzypiącym
głosem.-
Grrr,
wrrr…
Amelka biegła co tchu, jędza za nią, tuż- tuż, prawie łapała dziewczynkę za warkocze.
-
Zostaniesz
tu
na
zawsze,
w
krainie
cieni
i
wróżb-
straszyła
złośliwie.
Amelka
gnała
przed
siebie,
gdy
nagle
zastąpił
jej
drogę
wielki
jak
wieża
zwalisty
stwór.
„Nie
ma
już
ratunku”-
pomyślała przestraszona- „Z jednej strony jędza, z drugiej jakiś smok. Zaraz, zaraz… smok?”
- Grrr, wrrr… - ryczy stwór do ucha Amelki.
W
jednej
chwili
Amelka
wraca
do
swojej
normalnej
postaci.
Pokój
wypełnia
migotliwe
żółto-
pomarańczowe światło świec. Po ścianie snują się niesamowite cienie woskowych wróżb.
Smok,
zamek,
który
okazuje
się
chatką,
baletniczka
i
wspaniała
dama
w
krynolinie,
która
obracając
się
pod
zupełnie
innym
kątem,
może
równie
dobrze
przypominać
jędzę
ze
spiczastym
nosem.
Mama,
Kacperek
i
Julcia
wymyślają
historie
i
śmieją
się
wesoło.
Nagle
odzywa
się
zegar
i
odmierza
równo
dwanaście
uderzeń.
Już
czas-
wieczór
wróżb
dobiega
końca. Nie pomogą żadne prośby, woskowe meduzy lądują do pudełka, hop.
- Dość czarów na dziś. Szykujcie się do łóżek – ponagla mama, bo zrobiło się naprawdę późno.
Amelka
śmieje
się,
że
wyobraźnia
spłatała
jej
niezapomnianego
figla.
Odkłada
klucz
do
szuflady. Przyda się za rok. Ciekawe, jaka kraina otworzy przed nią swoje tajemne drzwi?