Wszelkie prawa zastrzeżone! Wszystkie teksty, rysunki, zdjęcia oraz wszystkie inne informacje opublikowane na niniejszych stronach podlegają prawom autorskim polskalitera.com Wszelkie kopiowanie, dystrybucja, elektroniczne przetwarzanie oraz przesyłanie zawartości bez zezwolenia autora jest zabronione.
Zamek Wróżb
xd
Andrzejkowy wieczór jest magiczny. Gdy zapada zmierzch, zapalamy świece. Pomarańczowo- złote płomienie to rosną, to maleją w falującym ruchem i oddechem powietrzu. W mglistej, złocistej poświacie, domowe sprzęty kładą się cieniem na ścianie, tworząc baśniowy teatr. W tej scenerii wszystko wydaje się bardziej tajemnicze. W świetle pachnącej woskiem świeczki, można wyczarować niesamowite historie. Dłonie splatają się ze sobą i zamieniają w skrzydła kruków, w krokodyle paszcze, lub w skaczące diabełki. Twarze, oświetlone blaskiem migoczą nierealnie w półmroku. Pokój wypełnia się przyjemną wonią kadzidła, w tym dymku wyobraźni czekamy na wróżby. W rondelku już topi się wosk. Traci swoją twardą, pewną siebie konsystencję, upłynnia się i ulatnia w charakterystycznym zapachu. Obok stoi miska z zimną wodą i stary klucz. Dzieci zaciekawione otaczają miskę, patrzą jak mała Julcia leje wosk przez dziurkę klucza. Na tafli wody pojawia się rozpłaszczona jeszcze miękka białowoskowa meduza. Julcia czeka z niecierpliwością, wosk ostygnie, po czym chwyta rączką wróżbę i leci do światła. Przystawia meduzę do ściany na której pojawia się cień. To jakaś wyspa lub kontynent. Julcia obraca wróżbę, wyspa unosi się, przekształca w zamkową górę, wyraźnie widać szpiczaste wieżyczki. - To zamek, a ja będę księżniczką – oznajmia radośnie Julcia. Teraz kolej na Kacpra, który przejmuje zamaszystym ruchem rondelek i szczodrą ręką leje wosk do miski. - Wystarczy, wystarczy, żeby jeszcze zostało dla Amelki – przypomina mama. Po wyjęciu z wody, woskowa forma rzuca na ścianę wydłużony cień stwora z żyrafią szyją i masywnym grzbietem. - To na pewno smok. Pasuje do zamku. Pożre księżniczkę i przejmie zamek, grrrr….! Zjem wszystkie cukierki i czekoladki z twojego skarbca księżniczko- Smok- cień straszy małą Julcię. - Smoku, nie strasz naszej księżniczki. Teraz kolej na Amelkę. Amelka, najstarsza z rodzeństwa, celebrując chwilę, wolnym krokiem podchodzi, nachyla się i spogląda w toń miski. Woda migocze tajemniczo, stary klucz przekręca się w dłoni, wosk leje się przyjemnym zapachem tworząc esy-floresy na błyszczącej tafli. Nagle Amelka czuje, jakby omdlenie, otaczają przyjemnie ciepłe, przezroczyste, lejące się gładką masą strumienie. Przez chwilę płynie w nich jak w gęstych wodach, czuje że wciągają coraz głębiej i głębiej. Spogląda w górę i widzi migotliwe drganie świec. Tymczasem ona zapada się w jakąś nieodgadnioną wodnistą ciemność, jej kołysanie powoduje, że czuje się coraz bardziej senna. Zamyka oczy i pozwala łagodnym strumieniom prowadzić ją w nieznane. Gdy się ocknęła, leżała u stóp olbrzymiego, wydawałoby się zatrzaśniętego na trzy spusty, zamczyska. Woda, która okazała się słodkim ciepłym jeziorem wyrzuciła delikatnie na brzeg. Fantastyczny zamek lśnił intensywną czernią na tle żółto-pomarańczowego nieba. Amelka rozglądnęła się i odkryła zaskakującą rzecz. Cała przestrzeń była wypełniona tym żółto- pomarańczowym światłem. Wielkie, jak morze, jezioro również miało samą kolorystykę i poświatę. W tym ciepłym, świetlistym migotaniu, kontrastował krajobraz, czarny niczym węgiel, połyskliwy jakby wykuty z czarnego diamentu. Było to dziwne, ale nie budziło w Amelce lęku. Wstała i postanowiła zapukać do wrót tajemniczego zamku, który piętrzył się przed nią stalagmitowymi wieżycami. Ciekawiło ją, kto tam mieszka. Zakołatała, a dźwięk kołatki odbił się głucho od ścian i wrócił do niej jak rozedrgane echo: stuk-łup, stuk-łup… Po chwili brama otworzyła się, bardzo cicho, bez ani jęku zawiasów, Amelka przestąpiła próg i znalazła się na dziedzińcu otoczonym krużgankami. Dziedziniec nie był pusty. Przechadzały się po nim usztywnione etykietą, bardzo dostojne figury. W złotych łukach krużganków pojawiały się i znikały dystyngowanie zarysowane kształty postaci z wysokimi fryzurami i szerokimi rondami kapeluszy ozdobionymi piórami. Panie miały figury napompowane bufiastymi rękawami i krynolinami. Z ramion panów zwieszały się długie do kostek peleryny, spod których wystawały szykowne szpiczaste buty. Postacie wyglądały przepięknie i elegancko, choć ich rysy twarzy i szczegóły ubioru niknęły w tajemniczym mroku, ponieważ, jak się okazało, tutejsi ludzie zbudowani byli z tego samego tworzywa, co zamek. Czarnego i połyskliwego. Postacie przemieszczały się bezszelestnie, niczym cienie. Co ciekawe, im dalej znajdowały się od Amelki, tym ostrzej i wyraziściej odznaczały się ich kontury. Dworzanie i dwórki byli tak zaabsorbowani spacerowaniem, że nie zwracali uwagi na Amelkę. Jej przybycie nie zaburzyło porządku i dworskiej etykiety. Panie i panowie przechadzali się grupami, w zupełnej ciszy, natrafiając na inną grupę, pozdrawiali się dystyngowanymi ukłonami i oddalali się w przeciwnych kierunkach. Wyglądało to jak teatr cieni. Amelka stała przez chwilę, wpatrując się w ten czarowny spektakl. Gdy tak zastanawiała się co zrobić, zwróciła uwagę na jedną z dam, która odłączyła się na chwilę od swojej grupy i stała samotnie w jasnym kącie dziedzińca. Dama miała majestatyczną postać, wyfiokowana fryzura piętrzyła się wspaniale na jej głowie, stanowiąc jedną trzecią całej postaci. Suknię miała szeroką, powłóczystą. W ręku trzymała złożoną parasolkę. Amelka postanowiła podejść do stojącej samotnie damy i spróbować wypytać o zamek i jego mieszkańców. Nie była jednak pewna, czy postać w ogóle się do niej odezwie, ponieważ od chwili przybycia, nie usłyszała ze strony przemykających ludzi żadnego szmeru. Nawet ich buty, podczas przechadzek po czarnym bruku dziedzińca nie wydawały stukotu. Nieśmiało przysunęła się do damy. Figura stała sztywna i wyprostowana, jakby zastygła w jednej pozie i nie zareagowała. Amelka pomyślała, że może powinna ukłonić się, wedle dawnego obyczaju, dygnęła więc przed damą. Wtedy dopiero dama zwróciła się twarzą ku niej i odwzajemniła ukłon. Amelka ośmielona, odezwała się do damy, starając się nadać jej wystarczająco dystyngowany tytuł: - Czy Wasza Książęca Wysokość mogłaby mnie poinformować co to za miejsce? Dama stała przed Amelką, nieporuszona, nie dając znaku, czy dosłyszała pytanie. Amelka, przestępując z nogi na nogę, już miała ponowić pytanie, gdy dostojna postać zadygotała lekko i z jakiejś dali odezwał się przytłumiony, jakby nienależący do damy głos: - Znajdujemy się w Zamku Wróżb- odpowiedziała dość surowym głosem, lecz po chwili do uszu Amelki dotarł cichy chichot. Trudno jednak było stwierdzić, czy chichot wydobył się z wnętrza damy, ponieważ cień na jej twarzy skrywał mimikę. Amelka postanowiła nie poddawać się, wzięła głęboki wdech i zadała kolejne pytanie: - A do kogo należy ten wspaniały zamek? Znów musiała chwilę poczekać na odpowiedź. - Zamek i cała wyspa należą do naszego Najjaśniejszego, Najwyższego Dobra- odpowiedziała w końcu jakby z oddali księżna i Amelka stwierdziła, że była to dosyć enigmatyczna odpowiedź, która niewiele jej wyjaśniała. - Czy Najjaśniejsze Dobro to wasz król?- postanowiła dopytać. - Najjaśniejsze i Najwyższe Dobro jest naszym stwórcą i początkiem wszelkiego istnienia odpowiedziała z szacunkiem w głosie księżna. Amelka pomyślała, że ludzie zamieszkujący zamek nie wyściubiali nosów poza własną wyspę i niewiele wiedzieli o tym, że istnieje całe mnóstwo innych państw i krain, którymi rządzą różni władcy. Jedno jest pewne, wyspa ta była niepodobna do żadnego znanego z lekcji geografii zakątka świata. - A dlaczego wszyscy tutaj wyglądają i poruszają się jak cienie? wypaliła Amelka zanim ugryzła się w język. Na szczęście dama nie oburzyła się na to porównanie, pokiwała tylko jakby z pobłażaniem i odrzekła ze stoickim spokojem: - Miła moja, nie jesteśmy cieniami. Wręcz przeciwnie. Jesteśmy bardzo realistyczni, bardziej niż ty i świat z którego przybywasz. Nasze istnienia idealnymi formami, w porównaniu z nami, wasze kształty jedynie marną imitacją tych z naszego świata. Jednakże nie możesz nas zobaczyć w prawdziwej postaci. Tobie ukazujemy się jako cienie, ponieważ oślepiłoby cię nasze wysublimowane piękno. Poza tym, twoja wiedza jest niewystarczająca, by poznać prawdę o nas i Wszechrzeczy. Amelka poczuła się nagle bardzo mała, choć wzrostem dorównywała swojej rozmówczyni. - A czy Wasza Książęca Wysokość wie, jak ja się tu znalazłam i dlaczego? Po chwili ciszy, podczas której jakby formułowała wypowiedź, dama odrzekła: - O, to bardzo proste. Wróżyłaś w noc andrzejkową i podczas lania wosku zostałaś mocą Najjaśniejszego Dobra przeniesiona tutaj. Wiedz o tym, że w Zamku Wróżb jest zapisana cała przeszłość i przyszłość wszystkich światów. - Światów?- zdziwiła się Amelka. – Czyżby istniało więcej światów niż jeden? Gdy wybrzmiało to naiwne, jak się okazało, pytanie, księżna zachichotała stłumionym głosem. - Oczywiście. We wszechświecie znajdują się miliardy gwiazd i układów planetarnych, tym samym istnieją miliardy światów, a istoty tam żyjące nie mają pojęcia o tym. - Niesamowite!- wykrzyknęła Amelka. A czy jeśli już tu jestem, w Zamku Wróżb, to czy mogłabym poznać swoją przyszłość? Z niecierpliwością czekała, co księżna odpowie. - Możesz uchylić rąbka tajemnicy- odparła w końcu z dużym ociąganiem księżna- ale cała przyszłość spowita jest gęstą mgłą nieświadomości. Możesz domyślić się nieodległych zdarzeń odczytując wróżbę. - Gdzie mam jej szukać? - Naturalnie w sercu zamku- wyjaśniła nie wyjaśniając dama.- Powodzenia…- dodała jeszcze i zanim Amelka zdążyła zastanowić się nad kolejnym pytaniem, odeszła do nadchodzącej grupy czarnych podobnych do niej figur. Nie pozostawało nic innego jak skierować się ku wielkim zamkowym drzwiom. Amelka zręcznie wyminęła grupy dystyngowanie kroczących, dwuwymiarowych postaci, które poruszały się niezmiennie, w lewo i w prawo, w górę i w dół, jak zaczarowane lub zaprogramowane i, nie oglądając się już za siebie, stanęła przed wrotami prowadzącymi do wnętrza tajemniczego czarnego zamczyska. Pchnęła lekko drzwi, które nie stawiały w ogóle oporu, otworzyły się bezszelestnie, znów nie jęknął ani jeden zawias. Sala, w której się teraz znalazła rozświetlona była tym samym ciepłym światłem. Na tle tego światła ostro zarysowywały się kształty kolumn, ostrołuków, stołów, zdobnych krzeseł, wielkiego pieca i zwisających z sufitu kandelabrów. Ale to nie od czarnych kandelabrów biło światło, które wypełniało po prostu każdy możliwy zakamarek, wdzierało się do korytarzy i pokojów widocznych w głębi eksponując kunsztowne formy sprzętów i postaci, których i we wnętrzu zamku nie brakowało. Również tutaj przemieszczały się gromady dworzan i dwórek a także, co ciekawe, czarnych kotów, które stąpały tak samo dostojnie na swoich prostych, jakby idealnie skrojonych łapkach. Amelka była wprost zachwycona tym widokiem. Spróbowała pogłaskać kotka, lecz ten prześlizgnął się, niczym cień, pomiędzy jej dłońmi i dalej kontynuował swój mechaniczny spacer, w prawo, w lewo, góra- dół. - Cóż to za cudowności? – dziwiła się Amelka i szła dalej. Po drodze próbowała dopytać , jak dojść do serca zamku, gdzie będzie mogła odczytać swoją wróżbę, ale mijane postacie tylko kiwały się na boki w odpowiedzi i mijały jak czarne widma. Długo kręciła się po komnatach zamczyska, który zdawał się niekończącym się labiryntem. Zdawało się jej, że komnaty kropka w kropkę podobne do siebie, istniało też ryzyko, że po porostu kręciła się w kółko, nie mogąc odnaleźć tej jednej szczególnej sali. W końcu trafiła na jakieś spiralne schodki, które jak wielka stroma muszla wiły się pod sam strop. Pomyślała, że prowadzą na wieżę i postanowiła wspiąć się po nich i jeśli byłby to kolejny fałszywy trop, to przynajmniej będzie miała widok na całą wyspę, a to musiał być niezwykle urokliwy i niecodzienny widok. Wchodziła i wchodziła, zakręciło się jej w głowie. Na szczycie znajdowała się okrągła komnata a pośrodku stał duży stół z szeregiem odwróconych denkami talerzy. Zaraz, zaraz… Amelka znała zabawę. Trzeba wybrać jeden talerz i wtedy odkryje się przedmiot- wróżba, którą należy odpowiednio zinterpretować. Przedmiot miał pokazać, co się wydarzy w niedalekiej przyszłości. Amelka podeszła do stołu i zawahała się. Który talerz wybrać? Odetchnęła głęboko i zdecydowała się na trzeci od lewej. Odkryła tajemnicę i… Spod talerza wyskoczyła śliczna baletniczka i zaczęła tańczyć z gracją. Wirowała w piruetach, wysoko unosiła nóżkę i wykonywała w powietrzu fantastyczne figury. Amelka chciała się przekonać, czy zjawiskowa baletniczka jest prawdziwa i dotknęła opuszkiem palca. W tym momencie delikatna eteryczna tancerka znieruchomiała, zatliła się płomieniem i w mgnieniu oka spłonęła, jak papierowa laleczka. Amelka westchnęła rozczarowana- Och! Lecz nie miała czasu się poważnie zmartwić, ponieważ nagle cały zamek zaczął się trząść w posadach. Nie było na co czekać. Amelka czym prędzej wybiegła z sali, zjechała po krętej poręczy schodów na sam dół i jakby z duszą na ramieniu pomknęła w stronę, jak jej się zdawało, wyjścia. Po drodze migały jej ściany czarnych sal, przekrzywiały się, raz po raz wydłużały się i kurczyły, niczym makabryczne cienie. Deformowały się i wykoślawiały zamczysko, że nie przedstawiał już dumnego gmachu, lecz kurczył się i rozpadał. Amelka miała nadzieję, że uda się jej wydostać z tej niezbyt już stabilnej konstrukcji, zanim jakiś rozdygotany żyrandol spadnie jej na głowę. Dotarła nareszcie do jakichś wielkich drzwi, ale tym razem, jak na złość, nie chciały się otworzyć. Napierała na nie z całych sił, waliła w nie i krzyczała, aby ktoś z drugiej strony jej otworzył, lecz odpowiadała jej głucha cisza. Odwróciła się i ujrzała spadające tuż przed sobą spiralne schody, czarne belki, lawiny kamieni i ramy okien. Zamknęła oczy, zacisnęła piąstki z bezsilności i wtedy… Poczuła w dłoni klucz. To był ten sam stary klucz, przez który lała wosk. Nie namyślając się długo spróbowała przekręcić go w zamku wielkich wrót, blokujących wyjście. Klucz pasował i przekręcił się kilka razy. Drzwi w końcu otworzyły się i Amelce udało się wybiec na dziedziniec akurat w momencie, gdy podłoga piętra postanowiła runąć dokładnie w tym miejscu, gdzie dziewczynka stała sekundę wcześniej. Mało brakowało! Na dziedzińcu było już bezpiecznie. Amelka spojrzała na zamek, który skurczył się w sobie tak, że została z niego tylko jakaś czarna pokraczna chatka. Przed chatką stała nieruchomo matrona, być może była to ta sama dama, z którą Amelka rozmawiała o wróżbach. Wyglądała bardzo podobnie, ale wszystkie figury zamieszkujące zamek rozmywały się w tej samej połyskliwej czerni. Można było próbować odróżnić je po szczegółach konturów ubioru, lecz i tak nie było to całkiem pewne. Amelka podeszła do stojącej jakby w oczekiwaniu kobiety i zapytała: - Księżno, co się stało z zamkiem? Postać, która wyglądała na księżną zadygotała i z oddali dał się słyszeć dziwny chichot. Gdy chichot ustał, postać odpowiedziała: - Nic. Obrócił się i ukazał się teraz pod innym kątem. - Nie wiedziałam, że tak wspaniały zamek w jednej chwili może zmienić się w tak niepozorną chatkę- zdziwiła się dość naiwnie Amelka. - Jesteśmy tacy, jakimi maluje nas światło, dziewczynko- odpowiedziała protekcjonalnie dama i wskazała na Amelkę chudym palcem.- Spójrz, przecież i ty, w tym świetle, jesteś tylko cieniem. Amelka wyciągnęła przed siebie ręce i z przerażeniem uświadomiła sobie, że dwuwymiarowe i zupełnie czarne. Również jej nogi i sukienka na tle rozświetlonego podłoża, który już wcale nie był brukowany, lecz trawiasty, stały się jedynie ciemnymi kształtami. Chciała klasnąć w dłonie, ale nie mogła, ponieważ złączyły się w jeden pasek czerni. Przestraszona zwróciła wzrok na damę, by zapytać ją, jak wrócić do poprzedniej postaci oraz do rzeczywistości i być znowu sobą, Amelką a nie tylko cieniem Amelki, gdy nagle na jej oczach, dama odwróciła się o czterdzieści pięć stopni i wysunęła w jej stronę spiczasty nos jędzy. Dziewczynka chciała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle. Dama, która przeistoczyła się w jędzę, pomachała na nią swoją parasolką, która teraz bardziej przypominała miotłę i złośliwie zachichotała. - Cóż, moja droga, ostatecznie nie ma światów idealnych, a wszystko może okazać się nie takie, jak z początku nam się wydawało. Prawda?- zazgrzytała jędza po czym wysunęła swoje szponiaste dłonie, które wydłużały się i wydłużały, aby dosięgnąć cienia Amelki. Dziewczynka, która do tej pory była jak zastygła woskowa figurka, ocknęła się z przerażenia i zaczęła znowu uciekać, lecz jędza wyciągała za nią swe długaśne rozciągliwe czarne ręce i nie miała zamiaru dać za wygraną. - Nie umkniesz mi, dziewczynko śmiała się swoim okropnym, skrzypiącym głosem.- Grrr, wrrr… Amelka biegła co tchu, jędza za nią, tuż- tuż, prawie łapała dziewczynkę za warkocze. - Zostaniesz tu na zawsze, w krainie cieni i wróżb- straszyła złośliwie. Amelka gnała przed siebie, gdy nagle zastąpił jej drogę wielki jak wieża zwalisty stwór. „Nie ma już ratunku”- pomyślała przestraszona- „Z jednej strony jędza, z drugiej jakiś smok. Zaraz, zaraz… smok?” - Grrr, wrrr… - ryczy stwór do ucha Amelki. W jednej chwili Amelka wraca do swojej normalnej postaci. Pokój wypełnia migotliwe żółto- pomarańczowe światło świec. Po ścianie snują się niesamowite cienie woskowych wróżb. Smok, zamek, który okazuje się chatką, baletniczka i wspaniała dama w krynolinie, która obracając się pod zupełnie innym kątem, może równie dobrze przypominać jędzę ze spiczastym nosem. Mama, Kacperek i Julcia wymyślają historie i śmieją się wesoło. Nagle odzywa się zegar i odmierza równo dwanaście uderzeń. Już czas- wieczór wróżb dobiega końca. Nie pomogą żadne prośby, woskowe meduzy lądują do pudełka, hop. - Dość czarów na dziś. Szykujcie się do łóżek – ponagla mama, bo zrobiło się naprawdę późno. Amelka śmieje się, że wyobraźnia spłatała jej niezapomnianego figla. Odkłada klucz do szuflady. Przyda się za rok. Ciekawe, jaka kraina otworzy przed nią swoje tajemne drzwi?
POLSKA LITERA
Bajki
Wiersze
Dom
Sklep
Edukacja
Kontakt